17.02.2013

Na szyję: szyję naszyjnik

A po kolczykach czas na... naszyjnik! Wprawdzie kolczyków będzie jeszcze od pieruna i nazot*, ale nierzadko powstaje też coś innego. W  ramach przerywnika więc, przedstawiam moje pierwsze (i jak dotychczas - jedyne) dzieło na szyję. Pomysł na niego przyszedł nie gdzie indziej jak w kościele**. Było to niczym olśnienie, przebłysk! Jeśli żyłabym w kreskówce, to z pewnością nad moją skromną głową zapaliła by się wielgaśna i okrągła żarówka.

Niestety nie doczekał się porządnych zdjęć zanim mnie opuścił, a jedyne co po nim zostało ma się właśnie tak:


Radosne i kosmate pozdrowienia,
Zwykly Cz

*Z dzieciństwa jeszcze pamiętam to powiedzenie, które nie mam pojęcia skąd się wzięło. Czy to napływ gwarowy, czy też 'powiedzenie babć', które dawno już odeszło w niepamięć. Co dziwniejsze, google prawie nic o nim nie wie

** Nie to, że w kościele o niebieskich migdałach rozmyślam - kobietka przede mną miała na szyi coś, co było zawiązane z tyłu wstążką na kokardę  :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz