Z fioletami jakoś nigdy się nie lubiliśmy. Albo może to i z mojej strony tylko niechęć? W każdym razie wszystko dzisiaj jest nie tak, bo użyłam też neonowo-szmaragdowych środków (ja!), które w rzeczywistości jeszcze bardziej trzaskają po oczach i z oddali już wrzeszczą (a może to skumulowanie i uosobienie wszystkich wrzeszczących koralików w mojej szafie). I muszę przyznać, że mi się to spodobało! A zatem pozostaje wykrzyknąć tylko jedno - gromadko kolczyków z oczodającymi środkami, nadchodzę!
P.S. Jeśli ktoś pamięta moje ulubienie spraw związanych z kosmosem, to przedwczoraj tak kunsztownie udało mi się uwiecznić czerwony księżyc, że chyba trzeba zrobić jakąś inspirację. :)